poniedziałek, 23 czerwca 2025

Anglia, Szkocja 2025 - Dzień 4

 

Dzień 4 – Przez deszcz i mgły do potwora z Loch Ness

Kolejny dzień wyprawy i – jakżeby inaczej – od rana deszcz. Od razu ubrałem się w przeciwdeszczówkę, bo już od świtu siąpiło z nieba. Plan zmieniłem na szybko: zamiast wcześniej zaplanowanej trasy, ruszyłem w stronę jeziora Loch Ness – może tam chociaż uda się złapać kawałek słońca.

Większość trasy znów w deszczu. Przeplatało się – raz deszcz, raz przebłyski słońca, potem znowu ulewa. Jazda przez Szkocję w takich warunkach była wymagająca, ale... widoki rekompensowały wszystko. Zielone, pagórkowate krajobrazy, momentami niemal bajkowe. Gdyby tylko pogoda dopisała – byłoby idealnie. Ale nawet w tej aurze – Szkocja robi wrażenie.

Pierwszy przystanek: statua potwora z Loch Ness. No cóż – wygląda raczej zabawnie niż groźnie, ale przecież to już legenda, więc trzeba było się zatrzymać, zrobić zdjęcie, złapać trochę klimatu.

Na parkingu – miła niespodzianka. Zaraz po mnie podjeżdża trzech gości na motocyklach. Jeden z nich krzyczy z daleka: „To nasz z Polski!” – i od razu zagaduje. Okazało się, że przyleciał do szwagra i siostry mieszkających w Szkocji, a z bratem wypożyczyli lokalne motocykle i ruszyli w trasę. Jechali na szkockich blachach, ale klimat jak z naszych zlotów. Parę chwil rozmowy i każdy ruszył w swoją stronę.

Później pojechałem dalej do Loch Ness Centre – porobiłem kilka zdjęć, kupiłem drobne pamiątki. A potem, zarezerwowałem przez Booking nocleg, który na zdjęciach wyglądał naprawdę dobrze.

Ciekawostka: Loch Ness to drugie co do wielkości jezioro w Szkocji pod względem powierzchni, ale pierwsze pod względem objętości – jest bardzo głębokie (do 230 metrów). Legenda o potworze „Nessie” sięga VI wieku i od lat przyciąga turystów z całego świata. Loch Ness Centre oferuje interaktywne wystawy i historię badań nad jeziorem.




















 

Po drodze jeszcze zatrzymałem się w jednym z miasteczek – zakupy, krótki spacer – i ruszyłem w stronę hotelu.

I tu niestety... totalna porażka.

Z zewnątrz wszystko wyglądało świetnie. W recepcji – królewski wystrój, marmury, złocenia, klimatyczne wnętrze. Pan z obsługi uprzejmy, formalności załatwione bardzo profesjonalnie. Już myślałem, że trafiłem na perełkę.

Ale nie. Pokój znajdował się nie w głównym budynku, a w oddzielnym baraku oznaczonym jako „Cztery”. I właśnie to „cztery” okazało się pechowe.

Po wejściu – szok. Na suficie wielki pająk (a ja ich nie znoszę). Pozbyłem się go, ale to był dopiero początek. Pokój był w tragicznym stanie – brudno, syf, kurz, wilgoć, plamy na ścianach. Totalnie zapuszczone miejsce. Jak to moja żona powiedziałaby: „Kiła, mogiła i zaraza.”

Gdyby to było w Polsce – od razu bym się zawinął, ale tu byłem już zbyt zmęczony i przemoczoną, żeby szukać czegoś innego. Przespałem się z duszą na ramieniu i rano uciekam stamtąd bez oglądania się za siebie.

Morał z dnia czwartego? Pogoda w Szkocji potrafi dać w kość, ale krajobrazy robią robotę. No i potwór z Loch Ness... może nie taki straszny, ale na pewno przyciąga ludzi z całego świata – nawet tych na dwóch kółkach.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz