Dzień 1 – Przez Niemcy, Holandię i Belgię na prom do Anglii
Pobudka o 4:15. Szybkie śniadanie, dopakowanie motocykla i równo o 5:00 wyjazd z domu. Jak to zwykle bywa pierwszego dnia – długi dystans, głównie autostrady, i mało atrakcji po drodze.
Pierwszy etap: przez Wrocław w stronę granicy niemieckiej. Niemcy, jak to Niemcy – jazda jak flaki z olejem. Autostrady ciągną się kilometrami, widoków jak na lekarstwo, wszystko monotonne i przewidywalne.
Później krótki odcinek przez Holandię – i tu niespodzianka. Choć przejechałem tylko kilkadziesiąt kilometrów, zdążyłem wypatrzyć coś, co wyglądało jak... pole uprawne marihuany. Początkowo myślałem, że to chmiel, ale po bliższym przyjrzeniu się – to raczej konopie. Ciekawe zjawisko, biorąc pod uwagę dość liberalne podejście Holandii do tego tematu. Faktycznie, w Holandii możliwa jest legalna uprawa konopi włóknistych, a w niektórych rejonach — również tych o przeznaczeniu medycznym lub naukowym.
Dalej Belgia. Dotarłem do miejsca pierwszego noclegu. Gospodarz – sympatyczny facet przed czterdziestką, samotnie wychowujący syna. Mieszkanie schludne, lokalizacja idealna – rzut beretem od Lidla, gdzie można zaopatrzyć się w śniadanie na kolejny dzień.
Po drodze mijałem ruiny starego kościoła – w zasadzie tylko mury, ale robiły wrażenie. Samo miasteczko rozległe, zabudowa niska i dość gęsta. Zwróciłem uwagę na dużą obecność czarnoskórej społeczności – coś, co w polskich mniejszych miastach wciąż jest rzadkością.
Padam na twarz – jutro wcześnie rano ruszam na prom do Dover. Czas na sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz