Dzień 4 (22 czerwiec 2023)
Trolltunga Camping - Trolltunga - Trolltunga Camping 30km + ok 20km pieszo na szlaku
Wczesnym rankiem wstałem, spakowałem do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy - kurtkę, wodę i coś do jedzenia, a następnie ruszyłem motocyklem z powrotem na parking P2 pod Trolltungę. Około 5:30 dotarłem na miejsce, zaparkowałem motocykl, przypiąłem linką kask do motocykla i ruszyłem na szlak. Chciałem ominąć pierwszą asfaltową część, więc czekałem na busa z parkingu P2 do P1, przejechałem nim, a stamtąd miałem już tylko 10 km wędrówki na "Język Trola".
Według ogólnych informacji, trasa ta może zająć około 10 godzin w obie strony, ale udało mi się ją pokonać w niecałe 7 godzin. Pierwsza część trasy była najbardziej wymagająca z dużymi przewyższeniami i płaskimi, wielkimi głazami, po których się szło jak po asfalcie ale z dużym nachyleniem co dało się mocno odczuć w nogach. Rankiem popadał deszcz, ale później pogoda się poprawiła i utrzymała do końca dnia, więc miałem szczęście z pogodą.
Podczas wędrówki podziwiałem piękne widoki otaczające szlak, który był dość dobrze oznaczony, choć i tak istniało ryzyko zgubienia się. Na szlaku nie było dużo ludzi. Co jakiś czas mijałem się z dwoma "grupami" tych samych osób. Raz ja ich mijałem to znów oni mnie. Jedną z grup tworzyli młodzi Niemcy, którzy po poproszeniu ich kilkukrotnie robili mi zdjęcia na szlaku, a drugą "grupą" był ojciec z synem z Londynu, w którym udało mi się chwilę porozmawiać. Ojciec na Języku Trola był już wcześniej, ale trasę pokonać raz jeszcze z synem, co mu się właśnie udało.
Po dotarciu na szczyt, skała zwana "Językiem Trolla" ukazała się w gęstych chmurach i mgle. Usiadłem i po 10-15 minutach oczekiwania wiatr przegonił chmury, ukazując piękny widok na Język Trola i poniżej leżący fiord. Na początku z boku wyglądało to przerażająco, ale zejście poniżej i wejście na skałę sprawiło, że nie wydawało się to już tak straszne jak na początku. Wszystko zależy od perspektywy.
To wrażenie jest niemalże nierealne. Trolltunga, to kilkunastometrowy płaski głaz wiszący aż 700 metrów nad krętym jak wąż jeziorem. To naturalne dzieło ukształtowane przez lodowiec około 10 000 lat temu i stanowi główną atrakcję Norwegii. Ironicznie, jest jednym z najtrudniej dostępnych i wymagających miejsc w regionie.
Podczas przygotowywania się do wspinaczki, naczytałem się dużo, że kolejki do zdjęcia na szczycie mogą być bardzo duże, i często długo czeka się na swoją kolej. Ja trafiłem w okres gdzie ludzi nie było dużo, i praktycznie od razu mogłem wejść na "Język Trola". Jako, że pogoda była różna podczas czasu spędzonego na szczycie wszedłem na skałę dwukrotnie i ani razu nie było długiej kolejki (max 1-2 osoby).
Jestem bardzo zadowolony z tej wyprawy i szczególnie z faktu, że udało mi się zdobyć "Język Trolla". Choć nie udało mi się spędzić nocy na szczycie, to cieszę się, że samotnie zdecydowałem się na to wyzwanie. Po powrocie na parking ruszyłem do sklepu, zakupiłem coś do jedzenia oraz piwko na wieczór, po czym wróciłem na kemping.
Tego dnia, po opublikowaniu zdjęcia z drogowskazem na Trolltungę na Facebooku, odezwał się do mnie mój kuzyn Mateusz, który mieszka już od około 12 lat w Norwegii. Zaprosił mnie na chwilę do siebie, abyśmy mogli zamienić kilka słów, więc zdecydowałem się zmienić kolejność zwiedzania na następny dzień tak aby móc go choć na chwilę odwiedzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz