sobota, 17 sierpnia 2019

Alpy 2019 - Dzień piąty

Dzień piąty

Wczesna pobudka, tak jak poprzednio śniadanie dopiero o 8:00, więc nie czekałem. Właściciel hotelu zaproponował mi lunch box, dzięki czemu nie wyjechałem głodny.
Z samego rana wyruszyłem w kierunku Mariazell. Wyjazd o 6:30 – wcześnie, ale pogoda była piękna, więc nie mogłem się doczekać. Po drodze zatrzymałem się kilka razy, by uwiecznić na zdjęciach góry, doliny i malowniczy, prywatny staw, który wyglądał niesamowicie o poranku. To, co mnie zaskoczyło, to fakt, że mimo 6 stopni Celsjusza, które wskazywał termometr, jakaś Pani w bikini brała kąpiel w tym jeziorze. Chyba nigdy się nie przyzwyczaję do tego, jak odważni potrafią być ludzie w takich miejscach!











Ostateczny Cel: Basilika von Mariazell

Po długiej i pełnej przygód podróży, dotarłem w końcu do Basiliki von Mariazell – najważniejszego punktu mojej wyprawy. To miejsce, które w Austrii ma szczególne znaczenie, porównywane do polskiej Jasnej Góry. Dla wielu pielgrzymów to duchowe centrum, które przyciąga wiernych z całej Europy. Zanim dojechałem, miałem chwilę refleksji nad tym, jak wielka historia i tradycja wiążą się z tym miejscem.

Basilika robi ogromne wrażenie nie tylko ze względu na swoją architekturę, ale także na atmosferę, jaką tworzy. Z zewnątrz jest ogromna, a wnętrze pełne detali, które świadczą o długiej historii kultu religijnego. To miejsce, w którym czuć obecność wielu pokoleń modlących się tu ludzi, a jednocześnie potrafi ono wyciszyć i wprowadzić w stan refleksji.

Nie będę się rozpisywał o szczegółach tego miejsca – myślę, że zdjęcia najlepiej oddają jego wyjątkowy charakter. Choć samo miejsce jest pełne turystów, wciąż zachowuje swój duchowy wymiar i pozostaje jednym z najbardziej szanowanych punktów w Austrii. Zdecydowanie warto je odwiedzić, by poczuć ten niezwykły klimat i oddać hołd historii, która się tu wydarzyła.

Wrzucam kilka fotek, które udało mi się zrobić na miejscu, byście mogli zobaczyć, jak wygląda Basilika von Mariazell – miejsce pełne spokoju i duchowego piękna.





Po wizycie w Mariazell pozostał już tylko powrót do domu. Droga była raczej nudna, a ruch niewielki. Początkowo planowałem jeszcze odwiedzić Wiedeń, ale ostatecznie stwierdziłem, że to nie ten moment. Może uda się to zrobić w przyszłym roku, tym razem z żoną. :)

Na granicy austriacko-czeskiej, zajechałem na chwilę, by podziwiać zamek Mikulov.

Zamek Mikulov

Zamek Mikulov to jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w Czechach, położone na wzgórzu w miejscowości Mikulov, w regionie Moraw Południowych. Zamek ma bogatą historię, która sięga średniowiecza, a jego piękna architektura i strategiczne położenie sprawiają, że jest popularnym punktem turystycznym.

Początkowo zamek był twierdzą obronną, ale z czasem przekształcił się w reprezentacyjną rezydencję. W XVI wieku zamek został rozbudowany przez rod rodzinny Dietrichstein, który sprawował rządy nad tymi terenami. Wnętrza zamku są pełne zabytkowych mebli, obrazów i innych artefaktów, które opowiadają historię tego miejsca i jego mieszkańców.

Jednym z najbardziej charakterystycznych elementów zamku Mikulov jest jego wieża, która oferuje zapierający dech w piersiach widok na okoliczne winnice i doliny. Mikulov i jego okolice słyną z produkcji wina, a w samej miejscowości można znaleźć liczne piwnice i winiarnie.

Zamek Mikulov to także miejsce związane z historią Żydów. W XVIII wieku funkcjonował tutaj żydowski cmentarz, a w samym zamku można zobaczyć wystawy dotyczące historii żydowskiej społeczności regionu. Dziś Mikulov to także ośrodek kulturalny, organizujący różne wydarzenia, festiwale i wystawy.

Podsumowując, zamek Mikulov to nie tylko ciekawy punkt na mapie turystycznej, ale także miejsce pełne historii, które pozwala przenieść się w czasie i poczuć atmosferę minionych wieków.





Podsumowanie podróży

Po pokonaniu ponad 2500 km w 5 dni, dotarłem do domu około 16:00. Była to samotna podróż, która, choć mogłaby budzić obawy, okazała się wielkim plusem. Miałem pełną swobodę: mogłem zatrzymywać się, jechać, przyspieszać lub zwalniać, kiedy tylko chciałem, bez konieczności dopasowywania się do czyichś planów. Jedyne, czego mi brakowało, to towarzysza do piwka wieczorem, ale z tym da się żyć. 🍻

Planując tę podróż, skupiłem się głównie na pokonywaniu dużej liczby kilometrów, co, jak z perspektywy czasu widzę, nie było najlepszym pomysłem. Gdybym miał to powtórzyć, wolałbym spędzić 2-3 noce w jednym miejscu i zjeździć okoliczne, mniej uczęszczane trasy i przełęcze. To dałoby mi możliwość odpoczynku i większej przyjemności z jazdy.

Dla tych, którzy się zastanawiają nad podobnym wypadem, polecam słuchać rad doświadczonych podróżników (tak jak mój kolega Top Gun), zamiast wymyślać własne rozwiązania. Choć, jak się okazuje, i tak będzie się cieszyć, bo w Alpach nie ma nudnych widoków! 😊

Z nieśmiałą nadzieją myślę o kolejnym wyjeździe w przyszłym roku, tym razem w Dolomity. Wtedy pewnie znów poproszę Top Guna o porady. Ale to jeszcze daleka droga. Na razie, po tej podróży, zastanawiam się również nad zmianą motocykla, ale to już temat na inną rozmowę.

Dzięki wielkie za wszelkie uwagi przy planowaniu trasy! 🏍️


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz