wtorek, 13 sierpnia 2019

Alpy 2019 - Dzień pierwszy

Poranna wyprawa w trasę

Dzień rozpocząłem od wczesnej pobudki. Po szybkim śniadaniu i pakowaniu motocykla jeszcze raz sprawdziłem, czy wszystko zabrałem. Mimo drobnego opóźnienia, o 5:20 wyruszyłem w drogę. Najpierw skierowałem się na autostradę A4 w stronę Gliwic, a następnie wjechałem na A1, zmierzając w kierunku Czech. Pogoda, choć zapowiadana jako średnia, okazała się całkiem dobra – deszcz, na szczęście, nie padał.

Przejazd przez Czechy odbył się w trybie tranzytowym, z koniecznymi przystankami na tankowanie, szybki napój energetyczny i coś słodkiego, jak baton. Po dotarciu do granicy czesko-austriackiej postanowiłem zatrzymać się, by kupić winiety. Zauważyłem budynek z napisem „winiety”, jednak okazało się, że jest zamknięty. W międzyczasie na parking podjechały trzy motocykle. Jeden z kierowców szybko sprawdził, że kiosk jest nieczynny, a inny pobiegł na drugą stronę parkingu, gdzie znalazł działającą budkę. Okazało się, że to motocykliści z Ukrainy – bardzo energiczni i w ciągłym pośpiechu.

Podszedłem do budki, gdzie przed nami była niewielka kolejka. W międzyczasie udało mi się porozmawiać z jednym z Ukraińców. Opowiedział, że jadą spod Ukrainy, nocowali w Czechach, a teraz kierują się w okolice Salzburga. Planują także przejazd przez Grossglockner, podobnie jak ja, a potem – co czas pokaże.

Gdy przyszła kolej kupna winiet, okazało się, że czeska kosztuje 13 euro. Poradziłem Ukraińcowi, by wstrzymał się z zakupem, bo po austriackiej stronie są one znacznie tańsze – za około 5 euro. Podziękował i zrezygnował z zakupu. Nasza rozmowa była krótka, bo po chwili szybko odjechali. Jeden z nich miał wysłużonego Goldwinga, z którego na pełny regulator grał ukraiński rock.

Ja również ruszyłem w drogę. Przy wjeździe do Austrii zatrzymałem się przy patrolu austriackiej policji lub straży celnej, by zapytać, gdzie mogę kupić winietę. Pokazano mi kiosk, w którym spotkałem znów znajomych Ukraińców, uśmiechniętych od ucha do ucha. Winiety faktycznie kosztowały 5 euro z drobnym hakiem – jak przewidziałem – więc szybko dokonałem zakupu i ruszyłem dalej.

Austriackie krajobrazy i pierwsza noc

Autostradą pochłaniałem kolejne kilometry. Po drodze natrafiłem na wypadek, przez co nawigacja skierowała mnie na objazd przez malownicze, czyste i zadbane austriackie miejscowości. Następnie wróciłem na autostradę w stronę Salzburga, a później Bischofshofen. Przejeżdżając tym odcinkiem, momentami czułem charakterystyczny zapach krów – nie obornika, ale właśnie zapach zwierząt. Dla tych, którzy wychowali się na wsi, to zapewne znajoma woń, która wielokrotnie towarzyszyła mi podczas dalszej podróży.

Wreszcie dotarłem na miejsce noclegu. Po rozpakowaniu i krótkim odpoczynku wypiłem obowiązkowe piwo, które kupiłem wcześniej na stacji paliw. Na koniec dnia udało mi się zrobić kilka zdjęć z okolicy, by uwiecznić pierwszą noc w trasie.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz