sobota, 18 września 2021

Rumunia - dzień 4

Ramnicu Valcea - Aleșd 278 km

Wyjazd z Ramnicu Valcea i plan na Transalpinę

Dzień zaczął się, jak zwykle, dość wcześnie – o 7:00 opuściłem hotel. Plan na dzisiaj był jasny: atakujemy Transalpinę. Wczoraj wieczorem, podczas sprawdzania trasy, okazało się, że Transalpina jest zamknięta. Na szczęście, po konsultacji z grupami motocyklistów dowiedziałem się, że Google Maps pokazuje trasę zamkniętą tylko w godzinach nocnych, a w ciągu dnia jest dostępna – i rzeczywiście tak było. Na chwilę przeraziłem się, że rzeczywiście będę musiał zmienić plany.


Transalpina – piękne widoki i emocjonująca jazda

Na szczęście pogoda dopisała, słoneczko wyszło, więc zatankowałem przed wjazdem na główną atrakcję dnia. Wjeżdżając na Transalpinę, zacząłem od południa, co pozwoliło mi od razu podziwiać najpiękniejszy odcinek trasy. Choć Transalpina nie zapiera tak dech jak Transfogaraska, jest równie piękna i ma fantastyczne zakręty. Co parę kilometrów zatrzymywałem się, by zrobić zdjęcia lub kupić lokalne pamiątki, bo widoki były naprawdę zapierające dech.


Chmury na szczycie i pogoda na zjeździe

Pogoda była wspaniała, jednak na samym szczycie góry gęste chmury przykryły całą okolicę. Z powodu tych chmur, przejechałem przez szczyt bez zatrzymywania się, bo widoczność była ograniczona do mniej niż 15 metrów. Na szczęście, gdy zjechałem trochę niżej, chmury ustąpiły i znów zaczęło świecić słońce, co pozwoliło mi cieszyć się widokami.


Spotkanie z turystami i ciekawe doświadczenie

Podczas zjazdu zatrzymałem się w jednym z miejsc, gdzie stały dwa kampery. Ku mojemu zaskoczeniu, kolejny raz uznali mnie za Rumuna. Jeden z turystów podszedł do mnie i zaczął rozmawiać po rumuńsku. Tłumacząc, że nie rozumiem, przeszliśmy na angielski. Niedługo potem jego żona również zaczęła rozmawiać po rumuńsku. Może rzeczywiście wyglądam trochę jak Rumun? Rozmawialiśmy przez chwilę, a ich córki zrobiły sobie sesję zdjęciową na moim motocyklu, a także ze mną. Po chwili rozmowy rozstaliśmy się, każdy ruszając w swoją stronę. Czasem, podróżując samemu, łatwiej nawiązać kontakt z obcymi, niż będąc częścią grupy motocyklistów. To miłe, kiedy w podróży spotyka się innych ludzi i wymienia kilka słów.







Ucieczka przed deszczem na Transalpinie

Niestety, reszta dnia minęła pod znakiem walki z deszczem. Mimo że były to przelotne opady, to jednak dosyć częste i utrzymywały się przez całą trasę. Uciekałem przed deszczem, a on nieustannie mnie doganiał. Na szczęście, opady nie były na tyle silne, by zamieniły się w ulewy, ale jednak na pewno dały się we znaki.

Druga część Transalpiny – przyjemna jazda

Jeśli chodzi o drugą część Transalpiny, ta dłuższa, wijąca się przez lasy, okazała się bardzo przyjemna i łatwa do pokonania. Trafiłem na bardzo mały ruch, co sprawiło, że mogłem spokojnie pokonywać serpentyny, przechylając się w lewo i w prawo, ciesząc się jazdą. To była prawdziwa przyjemność, choć cały czas towarzyszyły mi obawy przed nieustannymi opadami deszczu.

Ostatni hotel – trochę niepewności

Na koniec dnia dotarłem do ostatniego hotelu, w którym niestety miałem wątpliwą przyjemność nocować. Mimo że na Bookingu miał ocenę 8.5, sam hotel nie zrobił na mnie najlepszego wrażenia. Mieścił się w uboczu miasta, w blokowisku, a podczas spaceru do sklepu czułem się trochę niepewnie. Zauważyłem dziwne spojrzenia lokalsów, a ktoś nawet coś krzyknął w moją stronę. Czułem się jak w jednym z mniej przyjemnych miejsc, które znałem jeszcze z czasów studiów w Polsce, na przykład z okolic wrocławskiego dworca, gdzie również można było natrafić na podejrzanych typów.

Koniec podróży – powrót do domu

Niestety, jutrzejszy dzień oznacza powrót do domu. Chociaż podróż była krótka, to jednak pełna wrażeń. Trochę szkoda, że to już koniec tej przygody, ale mam nadzieję, że jeszcze nie raz wrócę w te piękne miejsca.























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz