Drašnice-Dubrownik-Drašnice 295 km
Dzień trzeci – trudna noc i wyboista droga do Dubrownika
Noc poprzedzająca trzeci dzień wyprawy niestety nie należała do najprzyjemniejszych. Sąsiedzi, Polacy, postanowili zrobić sobie kolację około 22:00. Początkowo było dość spokojnie, ale po 23:00 rozpętała się głośna kłótnia. W ruch poszły klasyczne epitety, których nie sposób cytować, a dzieci biegały między nimi, jakby to był zwykły element wieczoru. Po chwili prób ignorowania poszedłem ich poprosić o ciszę. Nieco się uciszyli, ale jeszcze przez godzinę zbierali się do końca "imprezy".
Nie mogłem zrozumieć, jak można jechać na wakacje z dziećmi, upijać się i wdawać w awantury z własnym znajomym czy szwagrem (kimkolwiek on był). Nieważne, w każdym razie noc miałem nieco krótszą, niż planowałem.
Poranek: ruszam do Dubrownika
Rano wyruszyłem bez rollbaga, więc jazda była lżejsza. Odpaliłem motocykl i ruszyłem w kierunku Dubrownika. Po około 40 kilometrach natrafiłem jednak na zamkniętą drogę, o której Google Maps jeszcze "nie wiedział". Próby znalezienia alternatywy nie przynosiły rezultatów, a analogowa mapa, którą zawsze wożę na wszelki wypadek, została w hostelu.
Skręciłem w pierwszą lepszą uliczkę i trafiłem na dwa auta z polskimi tablicami. Zatrzymałem jedno z nich i zapytałem o objazd. Kierowca powiedział, że auto przed nim ponoć zna drogę, więc mogę jechać z nimi. Po kilku kilometrach zorientowałem się, że "przewodnik" chyba jednak nie wie, dokąd zmierza.
W końcu obaj się zatrzymali, jeden z kierowców wyciągnął atlas i zaczęli szukać objazdu. Droga, którą znaleźli, wydawała się mocno okrężna. Ponieważ miałem już mało paliwa, podziękowałem za pomoc i życzyłem szerokiej drogi, po czym ruszyłem z powrotem. Zaczynałem już myśleć, że Dubrownik będzie musiał poczekać na inną okazję.
Szukając drogi... na końcu języka
Wróciłem do miejscowości, gdzie droga była zamknięta, i skręciłem do centrum. Tam zauważyłem starszego Chorwata koszącego trawę. Pomyślałem, że warto spróbować – zapytałem go o objazd. Ten wskazał mi drogę, na której widniał znak zakazu ruchu, i z pełnym przekonaniem powiedział, żebym się nim nie przejmował i jechał dalej. Tłumaczę mu, że policja może mnie zatrzymać, ale on uparcie twierdził, że nic mi nie grozi.
Podziękowałem, ale nie zdecydowałem się na ryzyko i pojechałem na stację benzynową zatankować. Tam zapytałem sprzedawcę, czy wie, jak ominąć zamknięty odcinek. Tym razem trafiłem na kogoś, kto znał sytuację – wskazał mi prosty objazd, który szybko pozwolił mi wrócić na trasę prowadzącą do Dubrownika.
Jak się okazuje, rozwiązanie często jest bliżej, niż się wydaje – trzeba tylko pytać. Czasem wystarczy jeden człowiek, czasem dwóch, ale w końcu zawsze ktoś wskaże odpowiednią drogę! 😊




Dubrownik – miasto kontrastów i niespodzianek
Dalsza trasa zaczęła przypominać Południowy Tyrol. Pagórki otoczone uprawami warzyw i owoców dodawały uroku krajobrazowi. W końcu dotarłem do Dubrownika, a szczęście dopisało – znalazłem parking tak blisko, że chyba bliżej się nie dało.
Zacząłem zwiedzanie, choć muszę przyznać, że w motocyklowych butach jest to spore wyzwanie. Wąskie uliczki miasta zrobiły na mnie ogromne wrażenie – wiją się w górę, w dół, tworząc coś na kształt szachownicy. Ku mojemu zaskoczeniu, w zabytkowych budynkach wciąż mieszkają ludzie. Widziałem dzieci biegające po bocznych uliczkach, co dodało autentyczności temu miejscu. Spodziewałem się, że Dubrownik to typowa turystyczna atrakcja, ale okazało się, że tętni normalnym życiem.
Przeszedłem się po uliczkach, zrobiłem kilka zdjęć i po około dwóch godzinach postanowiłem wracać.
Powrót – wino i refleksje
Droga powrotna przebiegła bez większych problemów. Granicę z Bośnią i Hercegowiną pokonałem bez korków. W stronę Dubrownika wystarczyło pokazanie dokumentów, a w drodze powrotnej policjant nawet ich nie sprawdzał – machnął ręką, żebym jechał.
Po drodze zatrzymałem się jeszcze, by kupić trzy butelki wina dla żony – w końcu należy jej się coś za to, że kolejny raz puściła mnie samego w trasę, bez marudzenia i wymówek. Mam naprawdę dobrą żonę! 😊
Niestety, nie wszyscy znajomi podzielają moje zamiłowanie do samotnych wypraw. Pojawiają się głosy, że to egoistyczne, a samotna jazda jest niebezpieczna. Jednak z czasem nauczyłem się, by takie opinie ignorować. Najważniejsze jest wsparcie najbliższych, a tego mi nie brakuje.













Mosty, które warto zobaczyć, i plany na przyszłość
Podróż do Dubrownika obfitowała w ciekawe widoki, w tym dwa mosty, które zrobiły na mnie szczególne wrażenie. Pierwszy to Most Franja Tuđmana w Dubrowniku – majestatyczna konstrukcja, która świetnie wpisuje się w otaczający krajobraz. Drugi to Most Bistrina, równie ciekawy i imponujący. Niestety, przegapiłem zjazd na punkt widokowy i nie udało mi się zrobić zdjęć.
Podczas jazdy zauważyłem też intrygujące konstrukcje wystające z wody. Dopiero później dowiedziałem się, że to Pelješki most – projekt mający na celu połączenie półwyspu Pelješac z resztą Chorwacji. Most ten wkrótce pozwoli na omijanie Bośni i Hercegowiny podczas podróży do Dubrownika. Szkoda, że nie udało mi się zobaczyć go z bliska, ale to kolejny powód, by wrócić w te strony.
Wieczór w Adriatyku i spojrzenie w przyszłość
Dzień trzeci zakończyłem tradycyjnie – kąpielą w Adriatyku. To świetny sposób na relaks po intensywnym dniu pełnym zwiedzania i jazdy.
Jutro wyruszam powoli w kierunku domu. Choć podróż jeszcze się nie skończyła, zaczynam już myśleć o kolejnych wyprawach. Chorwacja zdecydowanie trafia na listę miejsc, do których warto wrócić. 😊
